Pani ze schroniska na przełęczy Prislop w rozmowie telefonicznej, zanim na przełęcz dotarliśmy, obiecała, że trafimy do najpiękniejszego miejsca na świecie.
Powitał nas taki obrazek. Bajka.
Wszystko w zachodzącym słońcu i chmurach.
Później widoki zmieniały się, jak w kalejdoskopie, zatem nie mogliśmy w spokoju spożywać znakomitego skądinąd obiadu i między zupą a drugim daniem wszyscy uwieczniali świetlny spektakl, zgotowany jakby specjalnie dla nas przez Matkę Naturę. Dwie uczty - dla ciała w schronisku, dla ducha przed nim ;)
Następnego dnia na skoroświt nie wyszłam. W stronę słońca dotarłam chwilę później. Jeszcze nie wszystko było pozamiatane, tylko nie wzięłam teleobiektywu, więc zdjęcia takie sobie, ale mgły były nieziemskie.
Zostaliśmy tam dwie noce. A przełęcz jak nas powitała, tak i pożegnała. Muszę tam kiedyś wrócić...
c.d.n.
Połów 10-12.09.2013, przełęcz Prislop
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz