niedziela, września 25, 2011

Dzika rzeka

Ze dwa lata tam nie byłam. To to kultowe miejsce, gdzie bociana czarnego w lecie można spotkać. Ale zeszłoroczna powódź, a i nie najniższa Wisła w tym roku spowodowały, że moje nieliczne wycieczki rowerowe nie prowadziły w tamtym kierunku. Tymczasem rzeka opadła, pojawiły się łachy piaszczyste nawet w samym centrum, zatem postanowiłam osobiście zbadać, co nowego w rezerwacie Wyspy Zawadowskie. I jak postanowiłam, tak zrobiłam. O świtaniu (koło 9.00) spakowałam plecak foto, uzbroiłam się w statyw, zamontowałam to zgrabnie na sobie, wsiadłam na rower i w drogę. Pogoda wymarzona (choć jak wiadomo ostre słońce nie sprzyja fotografowaniu), nie za ciepło, nie za zimno - jesień... Schody zaczęły się na samym brzegu. Okazało się, że nie ma dróżki biegnącej na skarpie, bo zabrała ją woda. Razem z nadbrzeżnymi topolami. Zatem nie ma też topoli z kapliczką. Przedzierałam się przez straszne chaszcze, ale udało się cel osiągnąć. Siedząc później na wiślanym piasku w oczekiwaniu na czaple zastanawiałam się, jak wrócę do domu. Najprościej i najszybciej na drugi brzeg byłoby wpław - jak ten kozioł. I jeszcze jedno spostrzeżenie - gdy jestem na lewym brzegu to ptaki są bliżej prawego, gdy jestem na prawym - to odwrotnie. I dlatego nigdy nie mogę ich dosięgnąć. Jak długi muszę mieć obiektyw? Bo 500 mm za mało... Wedle południa na plażę zaczęli schodzić ludzie - dla mnie czas do domu. Do cywilizacji pojechałam "głównym traktem" i wylądowałam w Wawrze na ulicy Ogórkowej :) Stamtąd już prościutko Wałem Miedzeszyńskim. 30 km mam w nogach :)





Połów dzisiejszy, 25.09.2011