Żeby nie było, że moje fotograficzne zainteresowania zaczęły się wraz z erą fotografii cyfrowej. Fotografowaniem zaraziłam się od ojca. Wtedy aparat był sprzętem zarezerwowanym wyłącznie dla niego. Brat i ja mogliśmy tylko pozować, ewentualnie asystować przy wywoływaniu zdjęć. W łazience. Przy czerwonym świetle. A później rano przy suszeniu odbitek. Ale było magicznie, choć nie wszystkie foty sięgały ideału.
Niedawno doświadczyłam "końca świata". Znaczy musiałam wypakować zawartość regału. Przy okazji znalazłam ojcowe aparaty. Prawdopodobnie działają. Mam jakieś filmy do załadowania, a po świętach wyruszamy w plener, więc będzie okazja wypróbować analogi :)