sobota, listopada 24, 2012

Na Biebrzy

Z Warszawy wyruszyłyśmy o czwartej rano, więc na miejscu byłyśmy w okolicach wschodu słońca, tylko że wschód bez naszej wiedzy został odwołany... Powitał nas łoś - król biebrzańskich bagien, jednakowoż nie byłyśmy tam same - miłośnicy spinningu deptali nam po piętach i zwierz się spłoszył. Poźniej już żaden łoś się nie obajwił. Ale za to po drodze umykał nam lis, a myszołów ładnie zapozował, zanim odprowadził nas do końca Carskiej Drogi. Jak już kiedyś rzekłam - bagno wciąga - jeszcze tam wrócę. Może pogoda będzie łaskawsza :)










Wiewiórek, odrobinę rozczarowana niedoborem łosi (bo nawet te z zagrody przy leśniczówce Grzędy się nie pojawiły), powiedziała na dowidzenia, gdy opuszczałyśmy bagna: wszystkie łosie mają nas w nosie ;)
Połów 24.11.2012