Niezwykle podobają mi się rzeźby Igora Mitoraja. Warszawa na stałe jest bogata w trzy dzieła mistrza (myślę, że spokojnie można tak autora nazywać): Ikar przed Centrum Olimpijskim, Grande Toscano przed budynkiem Spectra na Bobrowieckiej oraz Drzwi Anielskie - wrota do kościoła Jezuitów na Świętojańskiej. Rzeźby podobają mi się, bo mi się podobają i nie mam zamiaru rozważać, co autor miał na myśli. Natomiast dziś, idąc z zamiarem utrwalenia Wielkiego Toskańczyka, z przerażeniem uświadomiłam sobie, że na znaczniku naładowania baterii w aparacie mam tylko jedną kreskę, a bateria zapasowa została w domu. Czekając na zielone światło na przejściu biłam się z myślami - iść, czy wracać (w końcu to tylko dwa przystanki autobusem). Ale poszłam - i dobrze, bo ta jedna kreska wystarczyła mi na 150 zdjęć :)
Połów dzisiejszy, 1.05.2011
O! Mnie też podobaja się rzeźby Mitoraja. Zachwycają, bo zachwycaja i juz. Nie podoba mi się natomiast to, co turyści robią z "mitorajem" na rynku w Krakowie. Niby aż się prosi, zeby tam włazić, robić zdjęcia, pić piwo, słowem "obcowac" ze sztuka w sensie dosłownym (moze tak ma być?), ale nie akceptuje tego, bo... Oj, muszę tłumaczyc?
OdpowiedzUsuńNie musisz - osobiście, mimo wszystko, wolę je podziwiać i fotografować, niż "uczestniczyć" w nich bezpośrednio - choć teraz, z perspektywy, trochę żałuję, że nie dałam się namówić na zdjęcie w "mitoraju". Trochę to przewrotne :)
OdpowiedzUsuń