Niewątpliwie mieszkam w Warszawie :) W tle moje osiedle. A na pierwszym planie państwo zbiera buraki. W zeszłym roku na tym poletku była kapusta. A po drugiej stronie dróżki inne państwo trzyma konie. Sielsko i swojsko. Pomijając Elektrociepłownię Siekierki i wszędobylskie linie wysokiego napięcia ;)
Połów 27.08.2011
niedziela, sierpnia 28, 2011
środa, sierpnia 24, 2011
Burza
Chmury na dzisiejszym niebie były niepokojąco piękne. Jak wzburzone morze. I pierwszy raz w biały dzień udało mi się błyskawicę upolować. Zdjęcie nie jest może tak widowiskowe jak to sławne greckie z siedemdziesięcioma kilkoma błyskawicami, ale i tak jestem z niego dumna :)
Połów dzisiejszy, 24.08.2011
poniedziałek, sierpnia 22, 2011
Konie
Siwe konie wyszły z mgły, kare z nocy. Taranty tuż przed mrokiem, a gniade z jesiennego lasu w samo południe. Skąd przyszły koniki polskie? Nie wiem. Ale też są piękne :)
poniedziałek, sierpnia 15, 2011
sobota, sierpnia 13, 2011
niedziela, sierpnia 07, 2011
czwartek, sierpnia 04, 2011
Porzeczki
Właściwie to już po nich. Przez te deszcze niespokojne prawie całe lato nie byłam na działce. Wczoraj się zmobilizowałam. Wsiadłam na mojego błękitnego rumaka i pognałam z całym sprzętem na plecach. Nie wzięłam tylko statywu i świeżo naprawionego tele (to już byłaby przesada). Ale pierścienie pośrednie zabrałam. Tylko komary mnie strasznie jadły, zatem trudno było ostrość złapać :)
Połów 2.08.2011
wtorek, sierpnia 02, 2011
Historia niedokończona
Ta historia nigdy nie została opowiedziana. Powstała ze strzępków zasłyszanych rozmów, z wyobraźni dziecka, z umiejętności kojarzenia faktów... Osoby, której ona dotyczy, już dawno nie ma. A ludzi, którzy w niej brali udział, też coraz mniej... Uwielbiałam grzebać w pudełku ze skarbami ojca. To było jak święto. W pudełku były wkłady do długopisów; jakieś sprężynki; okolicznościowe monety w pleksiglasowych koszulkach; dwustronne ołówki; medale, nad którymi zupełnie się nie zastanawiałam – bo i po co?; trochę papierów; różne takie szpargały, które każdy facet trzyma, bo przydasie ;)... I rzecz najważniejsza – dwa nieduże kawałki metalu połączone drucikiem. Malutkie to było. Wygłądało jak sztanga dla krasnoludków – tylko obciążniki były zbliżone w kształcie do kostek. Co to takiego? - spytałam. Nie mogłam sobie nijak wyobrazić, do czego to ojcu potrzebne. Przedmiot bezużyteczny zdecydowanie. Odłamek – odparł ojciec. Co to odłamek? – drążyłam temat. To taki kawałek metalu oderwany od większego pocisku. A po co ci on? Na pamiątkę. Czego? Powstania. O Powstaniu Warszawskim już wtedy co nieco wiedziałam, tylko nie miałam pojęcia, że mój własny osobisty ojciec miał z nim coś wspólnego. Te dwa kawałki metalu nie dawały mi spokoju, więc przy najbliższej okazji zapytałam o nie znowu. A skąd masz ten odłamek? Byłem ranny. Jak to? W czasie Powstania. Fakt – ślady po tych odłamkach były widoczne – głęboka blizna w prawym ramieniu i w boku pod prawym żebrem – tylko przedtem nie zastanawiałam się, skąd mu się to wzięło. Wtedy dowiedziałam się, że nie słyszał tego rozpadającego się gdzieś obok pocisku, nagle zrobiło mu się jakoś ciepło i miękko i już nic dalej nie pamiętał. Znalazłam wypis ze szpitala polowego na Hożej. Że przebywał tam w dniach 4 września – 6 października 1944 roku. A co potem? A co przedtem? Odłamek z ramienia wyjęli mu dopiero jakiś czas po wojnie, ten drugi w płucu pozostał z nim do końca... Nie znam drogi powstańczej mojego ojca. Wiem, że walczył w batalionie Gozdawa w Powstańczych Oddziałach Specjalnych „Jerzyki“ pod pośrednim dowództwem podporucznika Szatana. Kapral ps. Mały. Bardzo kamuflujący pseudonim dla chłopaka o wzroście około 190 cm :) Miał wtedy równo 20 lat. W jakiejś książce podsuniętej mi przez koleżankę, której ciotka była łączniczką w Powstaniu znalazłam zapis: imię i nazwisko mojego ojca, pseudonim, stopień wojskowy i specjalność – saper (?????!!!!!) oraz to, że został ciężko ranny. Na początku Powstania stacjonowali na Cmentarzu Ewangelicko-Augsburskim na Młynarskiej. Wiem tylko, że całe późniejsze życie nosił w sobie piętno odpowiedzialności za śmierć swojego ojca, a mojego dziadka. W pierwszych dniach sierpnia zniknął z domu. Pojawił się na chwilkę, by powiedzieć rodzicom gdzie jest i co robi – tylko tyle, żeby ich uspokoić (ja po takiej wiadomości chyba bym zawału dostała). Babcia właśnie gotowała obiad. Prosiła, żeby został i zjadł coś ciepłego, ale nie mógł i pobiegł. Mieszkali wtedy na Płockiej, czyli całkiem niedaleko. Babcia naszykowała więc koszyk i wyekspediowała dziadka z prowiantem dla chłopców. Nie dotarł. Pech chciał, że rozpoczął się ostrzał artyleryjski i dziadek zginął... Wiele, wiele lat później zasłyszałam rozmowę ojca z ciotkami. Po zakończonym Powstaniu trafił, jak wielu innych, do obozu w Pruszkowie, czekając na transport do Oświęcimia. I tam schorowanego, ze świerzbem na nogach odnalazła babcia. I jakimś sposobem udało się go stamtąd wyciągnąć. Niewiele informacji – bardziej rodzinna legenda, niż cząstka większej całości. Mamy XXI wiek. Tamte sierpniowe dni i udział Małego w Powstaniu pozostały we mgle historii minionego wieku. Moje wspomnienia pierwszosierpniowych wizyt na Cmentarzu Powązkowskim – spójrz, tego chłopaka znałem, kolega z podwórka – napisali, że miał osiemnoście lat, gdy zginął – a on nie miał szesnastu... I wrześniowe wycieczki do Palmir w Puszczy Kampinoskiej, by uczestniczyć w corocznej mszy i apelu poległych... Znów szperam w pudełku ze skarbami ojca. Tego cennego odłamka już nie ma – zgubiłam go jeszcze na starym mieszkaniu – gdzieś mi wypadł i długie poszukiwanie nie dało rezultatu. Ojciec nawet się nie złościł... Papiery, które kiedyś nie miały dla mnie znaczenia, to między innymi nadanie odznaczenia, które nigdy nie zostało zweryfikowane i wypis ze szpitala polowego. Doszły też nowe skarby – biało-czerwone opaski z kotwicą Polski Walczącej i znaczki Gozdawy i POS Jerzyki. Jakiż ojciec był dumny i rozpromieniony, kiedy po raz pierwszy wpiął taki znaczek w klapę marynarki w 40 rocznicę Powstania :) Całkowitej „odwilży“ już nie doczekał... A ja wciąż mam tyle pytań... Teraz z pewnością byłby na nie wszystkie opowiedział...
Napisałam to kilka lat temu. A dokładnie 30 lipca 2006. Nadal nie wiem, jak to było. I już pewnie się nie dowiem...
Subskrybuj:
Posty (Atom)