Uwielbiam fotografować konie. Niestety, nie mam z nimi wiele wspólnego. Nawet nie umiem jeździć. Ktoś powie, że widok takiego galopującego konia to kicz nad kicze. Ale ja pozwolę się z tym nie zgodzić i mam nadzieję, że kiedyś jeszcze uda mi się taki obrazek utrwalić. A już zupełnie marzę o tabunie koni w galopie :)
Poprzednio, jak gościliśmy u Prezesa w Chmielu, konie od bladego świtu były tuż pod domem. Nie trzeba było nawet opuszczać obejścia. Tym razem konie znikły. Już nawet mieliśmy pytać, co się z nimi stało. To znaczy nie wątpiliśmy, że one gdzieś są, tylko gdzie ich szukać. Obeszło się bez dalekiego szukania. Nocowały na pastwisku po drugiej stronie szosy. O świtaniu całkowicie zaspane, jakby w zupełnie innym świecie, ziewające i przeciągające się, jak my przed poranną kawą. Nie wszystkie ranne końskie zachowania udało mi się utrwalić, ale koń ziewający jest bezcenny.
I podejrzewam, że jeszcze śpi :)
A później to już tylko konie w porannej mgle.
A następnego dnia końskie podszczypywania, zaczepki i udowadnianie, kto jest ważniejszy.
Ale okazało się, że koło domu można je spotkać trochę później, bo wracają na porządne śniadanie i spotkanie z jeźdźcami, czyli do roboty ;)
Tylko my wychodziliśmy za wcześnie, bo chcieliśmy jeszcze trochę listopadowego światła do zdjęć złapać :)
Połów 9,10,11.11.2014