Żeby nie było, że moje fotograficzne zainteresowania zaczęły się wraz z erą fotografii cyfrowej. Fotografowaniem zaraziłam się od ojca. Wtedy aparat był sprzętem zarezerwowanym wyłącznie dla niego. Brat i ja mogliśmy tylko pozować, ewentualnie asystować przy wywoływaniu zdjęć. W łazience. Przy czerwonym świetle. A później rano przy suszeniu odbitek. Ale było magicznie, choć nie wszystkie foty sięgały ideału.
Niedawno doświadczyłam "końca świata". Znaczy musiałam wypakować zawartość regału. Przy okazji znalazłam ojcowe aparaty. Prawdopodobnie działają. Mam jakieś filmy do załadowania, a po świętach wyruszamy w plener, więc będzie okazja wypróbować analogi :)
Ja zaopatrzyłam się w analoga w wakacje. Minolta 500si, pasują mi do niej obiektywy z mojego Sony :) Zupełnie inaczej podchodzi się do robienia zdjęć, szkoda tylko, że nie mam ciemni, ale jak to mówią nic straconego, a nuż uda mi się znaleźć sprzęt i miejsce :)
OdpowiedzUsuńPrzy analogu masz do dyspozycji 24 albo 36 klatek. I każda z nich musi być przemyślana. To już wyższa szkoła. Ale warto :)
UsuńAno fakt, warto. A efekt końcowy jest ciekawy :)
UsuńTak, zgadzam się, tym bardziej, że zawsze uznawałem za sukces,
OdpowiedzUsuńgdy były 1 - 3 dobre z 36, nie technicznie, ale "merytorycznie".
Lysandro!
Napisz, proszę, czym tak pięknie to wszystko robisz?
Obiektywem i klawiaturą, to wiem, a aparatem...
Pozdrawiam
Marek Strzępka
Miło mi, że się podoba :)
UsuńOd zeszłego roku nikon d300, a wcześniej nikon d80.
Pozdrawiam