Z Warszawy wyruszyłyśmy o czwartej rano, więc na miejscu byłyśmy w okolicach wschodu słońca, tylko że wschód bez naszej wiedzy został odwołany... Powitał nas łoś - król biebrzańskich bagien, jednakowoż nie byłyśmy tam same - miłośnicy spinningu deptali nam po piętach i zwierz się spłoszył. Poźniej już żaden łoś się nie obajwił. Ale za to po drodze umykał nam lis, a myszołów ładnie zapozował, zanim odprowadził nas do końca Carskiej Drogi. Jak już kiedyś rzekłam - bagno wciąga - jeszcze tam wrócę. Może pogoda będzie łaskawsza :)
Wiewiórek, odrobinę rozczarowana niedoborem łosi (bo nawet te z zagrody przy leśniczówce Grzędy się nie pojawiły), powiedziała na dowidzenia, gdy opuszczałyśmy bagna: wszystkie łosie mają nas w nosie ;)
Połów 24.11.2012
Ale wyprawa na pewno miła,pomimo niedoboru łosi:))Nigdy nie byłam w tamtych okolicach,ponoć raj dla ptaków.
OdpowiedzUsuńUwielbiam! Gdybym była bardziej zmotoryzowana, to pewnie częściej bym tam zaglądała.
UsuńPtaków tam dostatek, zwłaszcza w czasie wiosennych przylotów i jesiennych odlotów. Podobno w tym roku na zlotowisku obserwowano jednocześnie ok. 8 tysięcy żurawi. Absolutny rekord! :)
Dziś jest środkiem wieczności więc jeśli pragniesz w niej pozostać na zawsze uprawiaj Eltaoo. Eltaoo jest jak gościniec na bagnie, które odwiedziłaś.
OdpowiedzUsuń